Mamy weekend. Dwa dni w tygodniu, które jednocześnie cieszą mnie, bo mam trochę czasu dla siebie, nie chodzimy do szkoły, możemy spać do późna. Jednocześnie tak samo nienawidzę weekendów, jak je kocham. Dlaczego?
Moja rodzina od zawsze należała do łakomczuszków. Nigdy nie brakuje nam w domu słodyczy, a mama interesuje się gotowaniem, dlatego zawsze gdy ma wolną chwilę, poświęca ją na pieczeniu ciast, czy robieniu innych pyszności. Teraz już wiecie o co chodzi, jest mi niesamowicie trudno oprzeć się jedzeniu, nawet nie mogę ominąć zwykłego obiadu. Z resztą samą tendencję do tycia mam w genach, a najgorsze jest to, że wszystko odkłada mi się na brzuch.
Jednak drugim powodem, dla którego nienawidzę wolnych dni, są wszelkie imprezy, wypady ze znajomymi, urodziny, czy inne uroczystości.
Niestety, dowiedziałam się, że mój dziadek ma urodziny i oczywiście musiałam tam iść, a gdy u nas są organizowane jakieś uroczystości to na całego. Zjeżdża się cała rodzinka, stół jest pełen JEDZENIA. Jest na nim wszystko, co tylko byście chcieli, plus niezapominajmy o słodyczach, dołączonych w prezentach, które dziadek oddaje swoim wnuczkom, czyli także mnie, kij z tym że na stole leży kilka rodzajów ciast i babeczek.
Pewnie jesteście ciekawi czy sobie z tym poradziłam, czy olałam sprawę i jadłam co popadnie.
Mówiąc szczerze, szłam tam z myślą, że na pewno zjem jakąś sałatkę i kawałek ciasta. Bilans w weekendy i tak jest trochę wyższy. Jednak gdy już tam dotarłam, nie byłam wcale głodna. Nie chciałam jeść, cała rodzinka wręcz zmuszała mnie do tego. „No weź kotlecika” , „spróbuj ciasta, jakie dobre” , „No nie wstydź się, bierz co chcesz”.
NIE, nie rozumiecie? Nie mam ochoty, ile razy mam to powtarzać?
Koniec końców, wzięłam trochę sałatki ze świeżych warzyw i fety, wydała mi się najmniej kaloryczna.
Na tym się nie skończyło, ale to przedstawię w bilansie.
BILANS :
- 2 kanapki z łososiem
- sałatka ze świeżych warzyw i fety
- kawałeczek babki
- jedna pralinka milka
- trochę sałatki jarzynowej
- trochę sałatki z ananasem
RAZEM: 921/800
Tak, zawaliłam. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, jedząc to czułam jak wszystko idzie mi w brzuch, jak ta oponka rośnie. Nie wiem, może to już rodzaj obsesji, ale załamałam się totalnie. Mam wrażenie, że po tym jednym dniu, cały tydzień, nad którym pracowałam poszedł na marne. Ja już wyczerpałam limit słów, jakimi mogę to opisać. Próbowałam nawet tańczyć z kuzynkami żeby coś spalić, ale pewnie poszło tylko z 50 kcal, nie więcej. Mam dość tej soboty. Jutro zostaję w domu, zjem normalnie tak jak przez cały tydzień i poćwiczę. DUŻO.
Przepraszam.
Nie masz za co nas przepraszac slonce, uwierz mi ze 921kcal to malo. Nadal mniej to niz 1000.
OdpowiedzUsuńI nie przejmuj sie, nawet jedzac codziennie 900kcal schudniesz duzo w szybkim tepie.
Trzymaj sie chudo, mam nadzieje ze w tym tygodniu bedziesz zadowolona z siebie.
900 kcal to nie jest aż taka tragedia <3 ale soboty takie są :/ mi też nigdy nie wychodzi... ehh... damy radę kotku, jutro (tzn. już dziś) będzie lepiej <3
OdpowiedzUsuń